poniedziałek, 18 lipca 2016

Letnia zupa jarzynowa z kurkami i kaszą jaglaną.


Grzyby 

 


''Król Borowik Prawdziwy szedł lasem
postukując swym jedynym obcasem,
a ze złości brunatny był cały,
bo go muchy okrutnie kąsały.
Tedy siadł uroczyście pod dębem
I rozkazał na alarm bić w bęben:
„Hej, grzyby, grzyby,
Przybywajcie do mojej siedziby,
Przybywajcie orężnymi pułkami,
Wyruszamy na wojnę z muchami” 

 Jan Brzechwa



Lipiec w tym roku jest szczególnie łaskawy dla grzybów. Po ostatnich deszczach wysypały w lesie tłumnie. Cieszę się jak dziecko i biegam po lesie zachwycając się każdym napotkanym kozakiem czy prawdziwkiem. Od zawsze kocham zbierać i jeść grzyby. Z tęsknotą wypatruję jesieni w oczekiwaniu na obfite zbiory. Od kilku lat ze smutkiem obserwuję brak opadów w odpowiednim momencie,
co skutkuje brakiem grzybów. Teraz lipiec na szczęście jest ciepły i mokry więc grzyby są. I  choć nie wiem czy szykują się na wojnę  z muchami to zbieram je w każdej wolnej chwili, suszę, marynuję i jem w przeróżnych potrawach.
Ponieważ kocham zupy, postanowiłam ugotować zupę z młodych letnich warzyw z dodatkiem kurek.
Zapraszam :)



Składniki:
* bulion warzywny lub drobiowy
* spora kalarepka
* kilka młodych ziemniaków
* połówka kalafiora
* młode marchewki
* pęczek koperku
* kasza jaglana
* kurki
* cebula
* wędzony boczek
* masło
* oliwa
* sól, pieprz i gałka muszkatołowa

 Celowo nie podaję ilości składników, zależy to od ilości zupy jaką chcemy otrzymać :)



W sporym garnku podgrzałam  lekko tłuszcze i wrzuciłam pokrojone warzywa oprócz cebuli. Mieszając podsmażyłam chwilkę na mocnym ogniu a potem dolałam bulion. Zmniejszyłam ogień, po chwili dodałam wypłukaną we wrzątku kaszę jaglaną i gotowałam pod przykryciem około 15 minut. Kasza jest świetnym dodatkiem do zupy- nie dość, że zdrowa to fajnie delikatnie zagęszcza zupę.
W międzyczasie na małej patelni rozgrzałam masło i wrzuciłam pokrojony boczek.Po kilku minutach zeszkliłam posiekaną cebulę. Dodałam kurki - większe pokrojone a malutkie w całości, doprawiłam solą i pieprzem i podusiłam około 5 minut. Następnie dodałam grzyby do zupy i pogotowałam jeszcze niecałe 10 minut, aż smaki się połączyły. Na koniec doprawiłam świeżo utartą gałką muszkatołową i dorzuciłam posiekany koperek.
Smacznego!






wtorek, 12 kwietnia 2016

Światowy Dzień Czekolady i podwójnie czekoladowe babeczki.



12 kwietnia czekolada obchodzi swoje święto i tego dnia wszystko kręci się wokół niej :)
Mleczna, deserowa, gorzka, nadziewana i z wytrawnymi dodatkami, od rodzajów czekolady może zawirować w głowie. Podstawą każdej jest ziarno kakaowca, którego największe uprawy znajdują się w Afryce.

Jak rośnie kakao możesz zobaczyć na filmie. Okazuje się, że świeże nasiona kakao mają zaskakującą konsystencję :)


 Aby uczcić dzisiejszy dzień upiekłam podwójnie czekoladowe babeczki.
Przepis jest bardzo prosty i nie wymaga dużo czasu.

Babeczki czekoladowe:

Składniki ( na około 10 babeczek)

* 2 tabliczki gorzkiej czekolady
* 1/4 szklanki roztopionego masła
* 2 jajka
* kilka łyżek rumu lub innego alkoholu
* 4 łyżki trzcinowego cukru
* szczypta soli
* 4 łyżki słodkiej śmietanki 30 %
* kilka łyżek mleka
* 3 łyżki nutelli ( najlepiej domowej)
* około pół szklanki mąki pszennej
* łyżeczka amoniaku




Najpierw w małym garnuszku przygotowałam ganache - rozgrzałam śmietankę i rozpuściłam w niej połamaną czekoladę.W misce zmieszałam jajka z rumem i masłem i dodałam mąkę z amoniakiem, sól i połowę przestudzonej czekolady ze śmietanką. Dosypałam cukier i mąkę i dolałam tyle mleka by uzyskać dość gęste ciasto. Konsystencję można wyregulować dodając mąkę lub mleko zależnie od potrzeby.
Ciasto powinno być gęste.

Wyłożyłam do formy wyłożonej papilotkami i piekłam w temperaturze 190 stopni do suchego patyczka, około 20 minut.

Wystudzone babeczki przystroiłam pysznym czekoladowym kremem.

Krem czekoladowy:

* połowa masy czekoladowo-śmietankowej
* kilka łyżek serka mascarpone
* duża łyżka nutelli

Zmiksowałam wszystko na gładką masę i za pomocą worka cukierniczego i tylki w kształcie gwiazdki udekorowałam babeczki.


 Smacznego!

czwartek, 10 marca 2016

Zimowe warzywa i czarny ryż w oczekiwaniu wiosny.

Wiosna to czas przebudzenia.
Czas odrodzenia i wyjścia z ukrycia. Z zimowych norek, dziupli i kryjówek.
Chyba najbardziej oczekiwana przez wszystkich pora roku.
Zmęczona szarością ponurych, zimowych dni z tęsknotą wypatruję nieśmiałych promyków marcowego słońca. Z radością wystawiam twarz na podmuchy ciepłego wiatru i ruszam do lasu podejrzeć jak budzi się życie.
Pomaleńku się budzi, jakby z obawą, że trwająca jeszcze kalendarzowa zima może powrócić i przycisnąć do ziemi kruche seledynowe łodyżki swą skostniałą od mrozu pięścią.
W oczekiwaniu na świeże zioła i warzywa przyrządzam w kuchni proste potrawy z wykorzystaniem tych zimowych. Najczęściej z kaszą lub ryżem.



Bardzo polecam zamienić biały ryż na czarny. Ma orzechowy, łagodny smak i zawiera sporo korzystnych dla zdrowia przeciwutleniaczy zwanych antocyjanami. Bogaty w błonnik, żelazo i witaminę E jest świetną alternatywą dla ryżu białego.



Dzisiaj przepis na :                              
                                  
czarny ryż z warzywami 

100 g czarnego ryżu
łyżka oleju kokosowego
10 oczyszczonych brukselek
2 duże pieczarki
średnia marchewka
pasek wędzonego boczku
dwie łyżki startego parmezanu
sól, pieprz, wędzona słodka papryka
skórka otarta z połówki cytryny
szczypior

 


Ryż gotuję około 30 minut w osolonej wodzie a w międzyczasie na patelni rozgrzewam olek kokosowy, dorzucam pokrojony w kostkę boczek i chwilkę podsmażam. Dokładam połówki brukselki, marchew i pieczarki pocięte w półplastry i smażę przez kilka minut. Dolewam odrobinę wody, doprawiam i pod przykryciem duszę około 10 minut by warzywa były lekko miękkie. Dodaję ugotowany czarny ryż i posypuję parmezanem i szczypiorem.
Smacznego! :)




czwartek, 24 grudnia 2015

Wesołych Świąt!

Kochani, 
wszystkim Wam życzę pięknych, radosnych i spokojnych świąt.
Pełnych miłości, ciepłych uczuć, wspaniałych potraw oraz dobrej energii.


 

piątek, 4 grudnia 2015

Cytrynowy grzech :)

Kilka lat temu w niemieckim sklepie kupiłam pierwszy w życiu i ostatni słoiczek lemon curd.
Z lektury  w książkach i na blogach wiedziałam, że mam się spodziewać niebiańskiego smaku, boskiego połączenia kwaśnej i aromatycznej cytryny z cukrem i masłem.
I tego się spodziewałam...
Rzeczywistość okazała się przykra - krem smakował mało naturalnie, nieprzyjemnie chemicznie.
Zjadłam troszkę, resztę wyrzuciłam i nie szukałam już kolejnych słoiczków w sklepach.
Szukałam za to przepisu.
Przepisu na pyszny słodko-kwaśny, maślany krem, który sprawi, że lemon curd będzie moim magicznym, małym grzeszkiem.
Bo chwila, gdy wyjmujesz ze słoiczka łyżeczkę napełnioną gęstą masą to magia.
Moment, w którym jest tylko słoik i łyżeczka...
I lęk, że za szybko się skończy...
Bo ta magia mogłaby trwać i trwać...

Lemon curd robię tylko kilka razy w roku.
Taki grzech smakuje cudnie gdy nie jest powszedni.
Za każdym razem zwiększam ilość składników, i co za tym idzie wielkość słoiczka, ale wciąż to za mało :)
I właściwie nie chcę dojść do momentu kiedy poczuję przesyt bo wtedy czar pryśnie...



  
      


      

       Składniki:
       
  • 2 duże jajka
  • 2 żółtka
  • 160 g cukru
  • 80 g masła
  • skórka otarta i sok wyciśnięty z 2 cytryn





















Do tego kremu używam tylko cytryn ekologicznych, niewoskowanych i nie pryskanych chemią.
To ważne! Substancje, którymi konserwuje się cytrusy (najpopularniejszy jest imazalil) są silnie toksyczne o bardzo szkodliwym wpływie na ludzki organizm.




Jajka, żółtka i cukier roztrzepuję rózgą w niewielkim garnuszku. Stawiam na małym ogniu i mieszam przez chwilkę. Potem dodaję masło, sok i skórkę z cytryn. Mieszam cały czas aż krem zgęstnieje i się zagotuje. Przecieram przez sitko i przekładam do wyparzonego słoiczka.
Lemon curd można przechowywać do dwóch tygodni w lodówce, u mnie wytrzymuje najwyżej 3 dni i znika w niewyjaśnionych okolicznościach :)




Przepis idealny znalazłam na stronie Moje Wypieki.

piątek, 20 listopada 2015

Czas na piernik.

Listopad nie kojarzy się jeszcze ze świętami, zwłaszcza tegoroczny listopad.
Temperatury powyżej dziesięciu stopni, burze i wysyp grzybów nijak się mają do Bożego Narodzenia.
Staram się nie zauważać nachalnych reklam i setek błyszczących ozdób w sklepach.
A jednak - to czas by zarobić ciasto na staropolski piernik, najwcześniej około sześć tygodni przed Wigilią a najpóźniej dwa.
U mnie od wielu lat jest na świątecznym stole, pachnący korzeniami, ciemny, idealny do gorzkiej herbaty. Muszę przyznać, że to moje ulubione w bożonarodzeniowym okresie ciasto :)
W tym roku robię piernik według receptury z książki  "W staropolskiej kuchni i przy polskim stole" Marii Lemnis i Henryka Vitry, nieco ją  zmieniając.

pół kilograma miodu
1,5 szklanki trzcinowego cukru 
10 dag masła i 15 dag smalcu
5 łyżek przypraw roztartych w moździerzu lub zmielonych w młynku - gałka muszkatołowa, cynamon, ziele angielskie, kolendra, imbir, goździki, pieprz, kardamon, anyż.



Wszystkie składniki podgrzewam, doprowadzając niemal do zagotowania.
Studzę do lekko ciepłego i dodaję:

3 duże jajka
0,5 kg mąki pszennej
0,5 kg mąki żytniej wymieszanej z 3 łyżeczkami sody
4 łyżki ciemnego kakao
nieco ponad pół szklanki mleka roślinnego
szczyptę soli





Ciasto jest ciężkie i gęste więc używam haka do wyrabiania ciasta w moim mikserze.
Dokładnie wymieszane ciasto odkładam w szklane lub kamionkowe naczynie i wynoszę w chłodne miejsce aby dojrzało do świąt.
Kilka dni przed Wigilią upiekę piernikowe placki i przełożę je powidłami lub masą i obleję czekoladą.
Piernik robię  w tym roku razem z Chillibite.
Zrób koniecznie z nami, jeszcze jest czas!





 

czwartek, 5 listopada 2015

Źle Ci? Zrób kwas. Z buraków ;)

Jesień to czas warzyw korzeniowych i bulw.
Kończą się zielone, wiotkie listeczki i chrupkie sałaty.
Odchodzą w zapomnienie wygrzane słońcem pomidory i soczyste, pachnące ogórki.
Nadchodzi czas marchwi, pietruchy, selera i buraków.
I właśnie o buraku dziś opowiem, a konkretnie o kwasie z buraka.
Jest niestety mało znany, niektórzy przypominają sobie o nim przy okazji gotowania wigilijnego barszczu, przez resztę roku jest niedoceniany.
A szkoda, bo:

* jest naturalnym probiotykiem
* dodaje energii
* wzmacnia krew i odporność
* wspiera pracę wątroby i nerek
* antocyjany zawarte w burakach są bardzo silnymi przeciwutleniaczami
* buraki regulują ciśnienie krwi
* jest polecany przy ogólnoustrojowym zagrzybieniu typu Candida



Kwas buraczany jest kiszonką, jak kapusta kiszona czy ogórki, zawiera więc dobroczynny kwas mlekowy działając odtruwająco i oczyszczająco. Podczas procesu kiszenia znacznie wzrasta poziom witaminy C, bardzo potrzebnej w okresie jesiennym, kiedy jesteśmy podatni na infekcje.
Obecnie specjaliści od zdrowego żywienia mocno podkreślają wagę udziału kiszonek w diecie.
Kiedyś kisiło się warzywa prawie w każdym domu, warto do tego zwyczaju wrócić.
Ja od wielu lat kiszę ogórki, od zeszłego roku kapustę i buraki.
I mam w swojej kuchni przetwory naturalne, bez zbędnych dodatków i polepszaczy, które miast polepszać psują, bo kapusta ze sklepu, powszechnie zakwaszana octem traci swoje cenne właściwości. Często ją się jeszcze pasteryzuje, co sprawia, że jest bezwartościowym produktem.

Do zrobienia zakwasu  z buraków potrzeba :

* buraków  z dobrego źródła
* przegotowanej letniej wody
* kamiennej soli niejodowanej, może być różowa himalajska
* czosnku
* liści laurowych, pieprzu w ziarnach i ziela angielskiego



Ilości celowo nie podaję bo zależą głównie od wielkości użytego naczynia. Także dodatki smakowe jak nasiona kopru, kolendry, gorczycy są indywidualne.

Buraki szoruję dokładnie i bez obierania kroję na cienkie plastry.
Układam w dużym szklanym słoju lub kamionce, dodaję obrane ząbki czosnku (lubię dużo) i przyprawy a następnie zalewam wodą z solą. Tu obowiązuje zasada 1 łyżka na 1 litr wody.
Buraki muszą być przykryte wodą, inaczej spleśnieją. Naczynie obwiązuję gazą lub ściereczką i odstawiam na 4, 5 dni. W cieple fermentacja przebiega szybciej, również w tym celu na wierzchu można położyć kawałek prawdziwego chleba na zakwasie.
Ukiszony kwas odcedzam i przechowuję w butelkach w chłodzie, a buraczane plastry zjadam ze smakiem :)
Na zdrowie!