piątek, 11 września 2015

Żółte curry z kurczakiem i dynią.

Dynie nadeszły w tym roku szybko, zbyt szybko chciałoby się powiedzieć...
Jeszcze nie zdążyłam nacieszyć się bogactwem letnich warzyw, zgaszoną czerwienią pomidorów i błyszczącą dojrzałej papryki, gdy na straganach pojawiły się one...



Pękate, pomarańczowe, dumnie nadęte :)
Dynie.

Zapowiadają jesień. I koniec soczystych pomidorów, pachnących zielenią ogórków i szparagowej fasolki.
Co roku kupuję różne odmiany dyni i wykorzystuję je w kuchni.
Dynia jest niskokaloryczna, odkwasza organizm, ma działanie przeciwzapalne i podnosi odporność. Obniża poziom cholesterolu, działa moczopędnie a zawarty w niej beta-karoten  jest silnym przeciwutleniaczem, chroniącym skórę przed wolnymi rodnikami.
Oprócz tego jest po prostu pyszna i warto jesienią, gdy jest świeża, korzystać z jej dobra :)


Od jakiegoś czasu testuję w kuchni koncentraty bydgoskiej firmy PROECOPOLSKA ,
w tym daniu wykorzystałam mieszankę curry, która świetnie pasuje do dyni.




Składniki:
1 mały filet z kurczaka
duża szalotka
2 ząbki czosnku
łyżka koncentratu curry PROECOPOLSKA
ćwiartka małej dyni hokkaido lub piżmowej
łyżeczka ziaren kolendry
łyżeczka kminu rzymskiego
limonka
 2 łyżki oleju z pestek winogron
pół szklanki mleka kokosowego
zielona kolendra
sól i pieprz




Na lekko rozgrzanym oleju uprażyć zmiażdżone w moździerzu ziarna kolendry i kminu, dodać koncentrat curry i pokrojoną w piórka szalotkę. Smażyć chwilkę i wrzucić pokrojone w wąskie paski mięso z kurczaka oraz kostki dyni obranej ze skórki.

Przesmażyć chwilkę, wlać mleko kokosowe, przykryć i dusić około 10 minut aż mięso i dynia zmiękną. Dodać otartą skórkę z limonki (pół łyżeczki) Doprawić sokiem z limonki i solą oraz pieprzem do smaku. Podawać z ugotowanym na sypko ryżem, posypane posiekaną zieloną kolendrą.



Na nadchodzące wrześniowe chłodne wieczory to danie jest idealne, rozgrzewa, syci i karmi :)
Smacznego!

piątek, 4 września 2015

Dzień Czekolady.

4 września obchodzimy Dzień Czekolady :)
Każdy czekoholik wie, że dzień bez czekolady jest dniem straconym.
 Ona pocieszy, utuli i ukoi wszelkie smutki ;)
Ostatnio jestem zbyt zabiegana by zrobić na ten wyjątkowy dzień coś czekoladowego ale przedstawiam Wam rewelacyjne ciasto z kaszy gryczanej, oczywiści z czekoladą :)



Przepis  jest autorstwa Pawła Małeckiego i pochodzi z książki "Cukiernia Lidla". Piękne wydawnictwo, z ciekawymi przepisami i obłędnymi fotografiami.

Samo ciasto ma idealnie wyważony smak,  jest nie przesłodzone, czarne od czekolady i wilgotne.
Robiłam je w lipcu i dodałam słodkie czereśnie, można je pominąć.
Idealna propozycja na Święto Czekolady :)
Do przepisu wprowadziłam niewielkie zmiany.



Składniki na ciasto:

  • 180 g ugotowanej kaszy gryczanej
  • 5 jajek
  • 180 g cukru trzcinowego
  • 1 opakowanie cukru wanilinowego
  • 120 g mąki pszennej
  • 150 g masła
  • 150 g czekolady gorzkiej
  • 2 płaskie łyżeczki proszku do pieczenia


Ostudzoną kaszę mielimy przy użyciu maszynki do mielenia lub miksera z ostrymi nożami. W garnku podgrzewamy masło, tak by się rozpuściło.
Odrobiną masła smarujemy formę do pieczenia o wymiarach 30x11 cm (możemy użyć okruszków po biszkoptach do posypania wnętrza formy). Do rozpuszczonego masła wrzucamy kawałki czekolady, całość podgrzewamy, cały czas mieszając, aż do momentu roztopienia czekolady.
Jajka ubijamy z cukrem trzcinowym i cukrem wanilinowym na puszystą pianę. Dalej ubijając jajka, stopniowo dodajemy czekoladę z masłem oraz zmiksowaną kaszę. Do ciasta wsypujemy przesianą mąkę oraz proszek do pieczenia. Wszystko dokładnie mieszamy. 
Ciasto przekładamy do formy.
Ja na wierzchu ułożyłam wydrylowane czereśnie. Pieczemy w temperaturze 180°C (termoobieg) przez mniej więcej 35-40 minut (do próby suchego patyczka). Zostawiamy do wystygnięcia. Po wystudzeniu posypałam cukrem pudrem.


Smacznego!

wtorek, 21 lipca 2015

Gulasz z indyczych żołądków.

Podroby i ich wykorzystanie w kuchni to temat kontrowersyjny.
Jedni je jedzą i chwalą, drudzy przyrzekają, że nigdy do ust nie wezmą.
Ja należę do pierwszego obozu :)
Moje wspomnienia z dzieciństwa to ugotowany kurzy żołądek z rosołu i trzy niecierpliwe dziecięce paszcze czekające na swój przydział oraz móżdżek , który wyjadałam z Tatowego talerza .
Podroby lubię do dziś i choć brzydko się nazywają, to można z nich wyczarować pyszne dania :)
Dziś zapraszam na pikantny gulasz z żołądków w maślanym sosie.




Niedawno otrzymałam do przetestowania produkty PROECO POLSKA- producenta koncentratów ze świeżych warzyw i przypraw.  To bydgoska firma, której przetwory można kupić w sklepach kilku zakładów mięsnych oraz w sieci Piotr i Paweł. Produkty są przyrządzone wyłącznie z naturalnych składników, nie zawierają zagęstników i konserwantów.



Na pierwszy ogień poszła papryka chilli idealnie pasująca do gulaszu :)

Składniki :
1/2 kg indyczych żołądków
duża cebula
łyżeczka koncentratu chilli PROECO POLSKA
2 łyżki masła
chlust Cin Cin Bianco (około 4 łyżki)
sól, pieprz
olej z pestek winogron
świeże oregano



Oczyszczone żołądki pokroiłam w plastry i obsmażyłam na oleju razem z cebulą pociętą w piórka.
Przełożyłam do szybkowara ( w zwykłym garnku trzeba dusić dłużej), dolałam wino oraz paprykę chilli, pieprz i masło i dusiłam około godziny aż żołądki zrobiły się przyjemnie mięciutkie. Odparowałam chwilę sos by niepotrzebnie  go nie zagęszczać.
Koncentrat chilli idealnie dodał ostrości a dodatek masła i wina pięknie zbalansował smak gulaszu.
Żołądki podałam posypane świeżym oregano, z ugotowaną kaszą gryczaną i tradycyjną surówką
Coleslaw.

Smacznego!

środa, 15 lipca 2015

Lekkie curry z pulpecikami.

Lato tego roku jest dziwnie kapryśne i nie umie zdecydować czy jest latem czy wiosną.
Upalne dni przeplatają się z chłodnymi i deszczowymi.
Właśnie w te drugie niewysoka temperatura i ciężkie chmury za oknem skłaniają ku ugotowaniu rozgrzewającego dania, które pocieszy, gdy brak słońca.
Takie jest dzisiejsze letnie curry z chrupiącymi warzywami i mięsnymi pulpecikami.
Delikatnie słodkie od kokosowego mleka i pachnące cytrynową bazylią.



Zapraszam po przepis :

Potrzebne:
30 dag mięsa wieprzowego z łopatki
3 duże różyczki kalafiora
kilka strąków zielonej fasoli Mamut
łyżka zielonej pasty curry
olej z pestek winogron
duża szalotka
szklanka mleka kokosowego (najlepiej domowe)
kolendra, kmin rzymski, kozieradka - roztarte w moździerzu
sól, płatki chili, pieprz
bazylia cytrynowa



Zaczęłam od przygotowania mięsa na pulpeciki - najpierw zmieliłam, po czym doprawiłam pieprzem, solą i połową porcji przypraw utartych w moździerzu, wyrabiałam kilka minut by masa była kleista i uformowałam małe kulki.
Na rozgrzany lekko olej wrzuciłam szalotkę pokrojoną w piórka i po 2 minutach dodałam przyprawy z moździerza oraz pastę curry. Poddusiłam chwilę po czym dolałam połowę mleka kokosowego oraz mięsne pulpeciki. Dusiłam pod przykryciem około 10 minut następnie dodałam różyczki kalafiora podzielone na mniejsze oraz fasolę ( duże strąki pokroiłam na 3 części). Dolałam resztę mleka, doprawiłam do smaku i dusiłam kolejne 10 minut. Ważne by warzywa pozostały jędrne i chrupiące, nie powinny się rozgotować. Na koniec odparowałam powstały sos, by go nie zagęszczać i dodałam posiekaną bazylię. Podałam na obiad z brązowym ryżem.


Smacznego!

czwartek, 9 lipca 2015

Pochwała prostoty. Kasza i szpinak.

Po niedawnych upałach dziś chwila oddechu, powietrze po deszczu jest rześkie i znowu chce się gotować :)
Choć uwielbiam moją kuchnię, to w ciepłe dni staram się przyrządzać posiłki nie wymagające długiego stania przy rozgrzanych palnikach. Kilka składników, sezonowe warzywa i gotowe! Dzisiaj również proste i łatwe danie, dla mnie spełniające kryterium lekkiego obiadu. Dwa podstawowe produkty - gryczana kasza i młody szpinak sycą i zaspokajają apetyt :)



Do dzieła!  
Porcja na dwie osoby:
1 szklanka suchej kaszy gryczanej
30 dag szpinaku baby
2 ząbki czosnku
sól, pieprz, płatki chili w młynku
kawałek twardego sera - u mnie Dziugas
oliwa - ja użyłam mojej oliwy o smaku marzanki
świeży majeranek



Nastawiamy w garnku wodę na kaszę i gotujemy ją ze szczyptą soli. W międzyczasie na patelni leciutko rozgrzewamy oliwę z przeciśniętym przez praskę czosnkiem i po chwili dodajemy opłukany szpinak. Dusimy pod przykryciem około 5 minut aby liście były miękkie ale nie rozgotowane.
Doprawiamy solą, chili i pieprzem, w razie potrzeby odparowujemy wodę. Na koniec dodajemy ugotowaną kaszę, posypujemy wiórkami sera i świeżym majerankiem.
Jeszcze tylko chlust oliwy i... jesteśmy w niebie :)

SMACZNEGO!

środa, 17 czerwca 2015

Zielone placki z cukinii.

Sezon na młode, jędrne cukinie się rozpoczął zatem dziś pyszne placuszki.
Do ich przyrządzenia wybrałam świeże, młodziutkie sztuki, których nie trzeba obierać ze skórki.
Placki mogą stanowić samodzielne danie obiadowe, podane z sosem mięsnym lub warzywnym.
Moje były na kolację i dodatkiem był wędzony łosoś i koperek.





Składniki:  
50 dag cukinii startej na tarce
duże jajko lub 2 mniejsze
ząbek czosnku
15 dag mąki
spora cebula
pół łyżeczki soli
gałka muszkatołowa
pieprz
świeże zioła - tymianek, cząber albo inne ulubione
olej do smażenia

                                                      


Cukinię posoliłam i odstawiłam na 15 minut po czym mocno odcisnęłam z soku, który puściła.
To bardzo ważne by placki nie były wodniste. Następnie dodałam przyprawy, jajko, czosnek przeciśnięty przez praskę, posiekaną w kostkę cebulę i na koniec mąkę. Ciasto na placki powinno być gęste by wykładać je na patelnię łyżką.
Usmażyłam na złoto i podałam z plasterkiem łososia i zielonym koperkiem.

 Smacznego!

niedziela, 31 maja 2015

Podpłomyki z warzywami.

Miło spotkać się w kuchni i upiec coś razem, nawet jeśli współtowarzysze pieczenia mieszkają na drugim końcu kraju. Polubiłam te blogerskie akcje, fajnie porównać swój wypiek  z innymi i poczytać o kuchennych zmaganiach z materią. Tym razem w ramach cyklicznego wydarzenia na FB "Wypiekanie na śniadanie" tematem wspólnego wypiekania były podpłomyki.
Czasem na kolację zamiast chleba piekę różnego rodzaju placki i racuchy więc podpłomyki przypadły mi do gustu. To bardzo proste i łatwe danie nie wymagające większej wprawy w kuchni.



Przepis podany przez organizatora :
Podpłomyki ze świeżą salsą pomidorową z dodatkiem mięty 




Składniki: na 2 placki średniej wielkości

200g mąki pszennej najlepiej chlebowej T750 lub jeśli nie macie wystarczy mąka pszenna T500
2 łyżki stopionego masła
1/2 szklanki wody
duża szczypta soli

 Z podanych składników zagniatamy ciasto i odstawiamy na pół godziny do odpoczęcia.Potem dzielimy na dwie części, i formujemy podpłomyki dłonią na odpowiednią wielkość. Piekarnik rozgrzewamy do 240 stopni , placki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do wypieków, układamy dodatki na wierzch surowego placka i pieczemy do zarumienienia się boków ciasta. Trwa to około 10 minut.









Dodatki:

1 duży mięsisty pomidor
mała cienka cukinia
pół czerwonej cebuli
ząbek czosnku
sól, pieprz do smaku
łyżka oliwy
garść świeżej mięty do posypania wierzchu
4 łyżki greckiego jogurtu (lekko posolić, popieprzyć, można dodać ulubione posiekane zioła)


Pomidor i cukinię kroimy w kostkę, cebulę w piórka, czosnek siekamy drobno lub przeciskamy przez praskę. Wszystkie składniki mieszamy, dodajemy oliwę i odstawiamy do "przegryzienia" na 15 minut. Po tym czasie rozwałkowane podpłomyki smarujemy jogurtem i układamy  warzywa. Wsuwamy do nagrzanego pieca i zapiekamy 10 minut. Jeśli ktoś nie trawi ciepłych pomidorów może podpłomyk upiec sam a dodatki w postaci zimnej położyć na gorące placki.
Upieczone placki posypujemy świeżą miętą i podajemy. 



Zmiany, jakie wprowadziłam do przepisu:
* mój podpłomyk jest na pszennym zakwasie i z dodatkiem mąki pełnoziarnistej, zamiast mięty dodałam bazylię i świeży majeranek oraz podpłomyk polałam kremem balsamicznym . Pomidora dołożyłam po upieczeniu (nie lubię na ciepło) Piekłam około 18 minut.
Wyszło pysznie :)

Razem ze mną udział wzięli :)

* Gosia z Amku-Amku

* Nina z Gotuj-Sam!
* Danuta z Kocurkowakuchniababuni
* Bernadetta z Prawo do gotowania z pasją
* Marta z Magiczne życie Marty
* Renata z Każdy ma jakiegoś bzika
* Małgosia z Smaki Alzacji

Dziękuję :)
 

piątek, 29 maja 2015

Marzanka wonna.

Moje spotkanie z tą roślinką miało miejsce dopiero w tym roku, całkiem przypadkiem odkryłam ją w dalszych ostępach Mojego Lasu. Odkryłam, krzyknęłam z radości (dziwnie niezrozumiałej dla towarzysza wycieczki) i od razu napakowałam do kieszeni pokaźną garść ziela. Wcześniej czytałam o niej w internecie i marzyłam by znaleźć, teraz marzenie się spełniło :)



Chodził mi po głowie ocet, ale że rzecz się działa na działce, nie w domu i nie miałam domowego octu jabłkowego, wybór padł na olej. Zatopiłam kilka gałązek marzanki w buteleczce właściwie nie wiedząc czego się spodziewać...
Z opisu wiedziałam, że zapach siana, że wanilia ale byłam ciekawa jak to będzie na żywo.
Po tygodniu pojechałam do mojej buteleczki, otworzyłam i... odleciałam!
Tak muszą pachnieć łąki w niebie!
To jest zapach siana ale nie traw tylko raczej ziół wszelakich, suszonych na słońcu i oprószonych wanilią i tonką. Cudowny zapach!


Marzanka albo inaczej przytulia wonna, bo to bliska kuzynka przytulii czepnej, popularnego chwastu przyczepiającego się do ubrań swoimi szorstkimi pędami, zawdzięcza swój boski zapach obecności kumaryny. W Polsce przytulia dość pospolita, rośnie w cienistych lasach liściastych, głównie bukowych.
Jest cennym surowcem zielarskim i kosmetycznym. Dawniej robiono  z niej popularny w Niemczech majowy napój Maiwein.


Ja swoją zamknęłam w butelce półsłodkiego białego wina i litrze oleju z pestek winogron.
Cudownie zaromatyzowany będzie wspaniałym dodatkiem do letnich sałatek.


Poszukajcie u siebie Panny Marzanki i dajcie się zaczarować jej zapachowi :)

niedziela, 24 maja 2015

Drożdżówki z serem.

Do pieczenia serowych drożdżówek zabrałam się w ramach  facebookowej akcji "Wypiekanie na śniadanie". Temat dla mnie wymarzony ponieważ kocham drożdżowe ciasto. To zdecydowanie mój faworyt, więc za wyrabianie drożdżówek wzięłam się z ogromnym zapałem i przyjemnością.



Oto przepis podany przez Pawła i Magdę :
Potrzebujemy:

na rozczyn:
125 ml mleka
25 g świeżych drożdży
3 łyżki cukru

na ciasto:
340 g maki tortowej
40 g masła
2 żółtka
1 łyżka cukru waniliowego
szczypta soli

na nadzienie:
500 g twarogu
1 jajko
2 łyżki cukru waniliowego.


Najpierw oczywiście przygotowałam rozczyn, następnie z wszystkich składników zagniotłam ciasto, które odstawiłam w ciepłe miejsce do wyrośnięcia. W tym czasie zmielony twaróg wymieszałam na gładką masę z resztą produktów. Z wyrośniętego ciasta po odgazowaniu uformowałam skręcone drożdżówki według schematu podanego przez organizatorów.



Odstawiłam do ponownego wyrośnięcia na 20 minut i upiekłam w temperaturze 200 stopni na złoto.



Lekko ciepłe polukrowałam lukrem z cukru pudru i soku z cytryny. 



Zmiany, które wprowadziłam do przepisu :
jedno jajko zamiast żółtka, mąka chlebowa pół na pół z wrocławską, skórka otarta z cytryny do sera i wanilia zamiast cukru waniliowego.
Drożdżówki wyszły przepyszne, puchate, bardzo ładnie wyrośnięte, lekkie i maślane. 
Jeszcze ciepłe zjadłam trzy i tylko zdrowy rozsądek powstrzymał mnie przed sięgnięciem po kolejną :)
To zdecydowanie jedne z lepszych drożdżówek, jakie upiekłam.



Razem ze mną drożdżówki piekli:
Paweł i Magda - chleby.info
Zuza - Gliko
Alina - Ala piecze i gotuje 
Bożena - Moje domowe kucharzenie  
Joanna - Różowa kuchnia
Lidia - zdjęcie na FB
Kasia - Mia cucina
Ewelina - Stylowa kuchnia
Joanna - Grunt to przepis
Iza - Smaczna Pyza 
Danuta - Moje wypieki i nie tylko
Monika - MatkaWariatka
Barbara - Basia w kuchni  
Elżbieta - W poszukiwaniu slow life
Magda - Z miłości do słodkości 
Joanna - Notatki kulinarne  
Nina - Gotuj-Sam

Dziękuję za wspólne pieczenie :)

środa, 20 maja 2015

Dobra, poczciwa drożdżówka.

Kiedy za oknem pada i wieje, z parapetu słychać miarowy stukot dużych kropli a temperatura skłania do zakopania się pod ciepłym kocem z kubkiem gorącej herbaty, wtedy czas na drożdżówkę :)



To nic, że prawie koniec maja, że na wielu blogach królują przepisy na lody, na widok których skóra mi cierpnie z zimna...
Staroczesna, jak mówi moja Córka, drożdżówka jest dla mnie lekiem na całe zło.
Wyrabianie puchatego ciasta uspokaja i wycisza a zapach podczas pieczenia roznosi się po całym mieszkaniu obiecując bezpieczne doznania. Tu nie ma zaskoczenia, jest dobrze znany od wielu lat smak i przepiękny aromat prawdziwej wanilii. I to wystarczy.


Od drożdżówki nie oczekuję niespodzianek, ma być swojsko, bezpiecznie i pysznie.
Jeszcze ciepła wybornie smakuje  z kubkiem kokosowego mleka a następnego dnia z gorącą kawą o poranku. Kiedy wytrzyma do dnia kolejnego warto opiec ją w tosterze i podać z odrobiną masła i lekko kwaśnego dżemu, delicje!!!


Drożdżówka to kilka podstawowych składników, zawsze najwyższej jakości - świeże jaja i drożdże, prawdziwe masło, wanilia zamiast waniliny i mamy pewność, że zawsze się uda.
Użyte produkty to mąka, mleko, drożdże, masło, szczypta soli, cukier, wanilia, czasem skórka otarta z cytryny. Najpierw robię zaczyn a potem resztę dosypuję i dolewam do miski i wyrabiam ciasto. Zawsze na "oko" - hołduję zasadzie, że kuchnia to nie laboratorium, nie trzeba tu precyzyjnie odważać i odmierzać :)


I jeszcze jedno - drożdżówka wymaga czasu i uwagi, to nie jest ekspresowe ciasto na szybko.
Odpowiednio potraktowana będzie smaczna i wyrośnięta.
 Będzie lekarstwem na majowy, zimny dzień :)

środa, 13 maja 2015

Kopytka z batatów z chwastowym pesto.

Wiosna na całego, wszystko zielenieje w zawrotnym tempie!
Wspaniały czas, tyle zielonych pyszności do jedzenia :)
Warto wykorzystać zdrowe jadalne chwasty dostarczające wielu cennych składników.

 Dzisiaj zapraszam na batatowe kopytka z pysznym zieloniutkim pesto :)




Do przyrządzenia pesto wykorzystałam:

czosnek niedżwiedzi
pokrzywę
rzeżuchę
czosnaczek pospolity
podagrycznik
pestki dyni (polecam Bakalland)
oliwę
parmezan
sól i płatki chili


Opłukaną i osuszoną zieleninę umieszczamy w pojemniku z ostrzem w kształcie litery "S" i blendujemy dodając uprażone pestki dyni, ser, stopniowo oliwę i na końcu przyprawy.





Kopytka robimy tak:


Bataty (około kilograma) pieczemy w skórce, zawinięte w folię aluminiową w temperaturze 190 stopni przez 30 minut. Obieramy po wystudzeniu i przeciskamy przez praskę , dodajemy jajko, mąkę, skrobię ziemniaczaną , sól, pieprz i gałkę muszkatołową. Wyrabiamy zwartą masę , formujemy kopytka, które gotujemy w osolonej wodzie aż wypłyną.



 Kopytka podajemy z zielonym pesto :)



Ja dodałam jeszcze usmażone na złoto pieczarki i wiórki parmezanu.
Smacznego!

poniedziałek, 4 maja 2015

Rillettes de canard czyli smarowidełko z kaczki.

Smarowidła do chleba robię w domu często, moje ukochane najprostsze z awokado i limonki doprawione solą himalajską i płatkami chili gości na stole niemal codziennie.
Wolę posmarować chleb czymś smakowitym niż położyć na nim plaster szynki czy kiełbasy.
Dzisiaj pomysł na smarowidełko z kaczki, trzeba poświęcić mu trochę czasu ale efekt jest wyborny.
Do dzieła!



Potrzebujemy :

całą kaczkę
kilka gałązek świeżego tymianku
kilka ziaren ziela angielskiego
2 listki laurowe
kilka ząbków czosnku
sól i pieprz
300 ml wina białego wytrawnego












Oczyszczoną kaczkę porcjujemy na mniejsze części, odcięty mostek i skrzydła odkładamy na rosół. Dokładnie oddzielamy cały tłuszcz i pokrojony w kostkę wytapiamy w garnku z grubym dnem. Trwa to około godziny.



Wyjmujemy skóry i wkładamy wszystkie części kaczki i resztę składników. Dusimy około 3 godziny na małym ogniu aż mięso będzie mięciutkie. Odstawiamy do przestudzenia, po czym wyjmujemy z tłuszczu kości, gałązki tymianku, czosnek, ziele i liście laurowe. Mięso rozdrabniamy widelcem na włókna i przekładamy do tłuszczu. Wymieszane przekładamy do wyparzonych słoiczków i do lodówki.  Na świeżym chlebie smakuje wyśmienicie!